Los posiadacza ogrodu nie jest usłany różami, dlatego o porażkach słów kilka…

zwłaszcza jednej - tak nagłej i spektakularnej.

Chcę podzielić się z Wami refleksją, iż mimo kilku nowych, udanych projektów
w ogrodzie (warzywnik – TUTAJ oraz kącik ogrodnika – TUTAJ) odniosłam też tego
lata spektakularną porażkę. Cóż, pewnie słaby ze mnie ogrodnik (bo samozwańczy)
ale jedyny, jakiego mają rośliny w moim ogrodzie… zatem do sedna.

We wcześniejszym poście wspomniałam o mączniaku prawdziwym, 
który co roku, z różnym nasileniem nawiedza mój ogród. Nakreśliłam nieco 
problem, dlatego nie będę kontynuowała tutaj tego wątku. To tyle w temacie 
chorób grzybowych, które bez wątpienia można zaliczać do utrapień ogrodnika.

Ten rok obfituje nie tylko w pandemię, ale też i inne zarazy. Na wielu blogach
zatroskani posiadacze ogrodów dzielili się informacjami o tym, co aktualnie
atakuje ich rośliny: plaga mszyc, ślimaków lub innych szkodników, choroby
grzybowe, zaraza ziemniaczana czy inwazja ćmy bukszpanowej.
Właśnie na tej ostatniej chciałabym się skupić…

Tematem dzisiejszego wpisu będzie przydomowy ogródek, który składa się
wyłącznie z zielonej kompozycji. Założyliśmy ten zakątek ok. 9 lat temu i w zamyśle
miał stanowić z domem integralną całość. To zacieniona część ogrodu, więc główne
skrzypce grają tu iglaki. Dla mnie są to rośliny do zadań specjalnych. Nie mają żadnych
wymagań, nie chorują a bogactwo odmian, gatunków, form i odcieni kolorystycznych
pozwala na dowolne aranżacje. Jedynym zajęciem na rzecz tej zielonej enklawy jest
coroczne cięcie formujące, by nadać kulisty kształt części roślin.

Minionej wiosny postanowiliśmy jednak mocno odświeżyć zielony
ogródek budując mu nowe obrzeże oraz ściółkując grubą korą topoli (w miejsce
wcześniejszego miału drzewnego zwanego w marketach korą sosnową).

Nie planowałam tworzyć posta na ten temat, dlatego nie uwieczniłam na zdjęciach
efektu końcowego. Zrobiłam jedynie parę fotek dokumentujących naszą pracę.
Małżonek (w towarzystwie znudzonej Luny) przygotował obrzeże…

tymczasem ja, po wyłożeniu włókniny...

 niczym puzzle, układałam kawałki kory, by można było po niej chodzić.

Zielony zakątek zyskał na urodzie, jednak moja radość nie trwała długo.
Na czele tego ogródka rosną (ups… rosły) bukszpany, z których byłam dumna,
bo w ciągu 9 lat z dwóch, malutkich wiechci uformowaliśmy zdrowe, okazałe kule.

Owszem, byłam świadoma, że w różnych regionach kraju sieje zniszczenie
ćma bukszpanowa, która dotarła też do sąsiednich ogrodów, dlatego z wielką uwagą
przeglądałam kulom wewnątrz ich gałązki, by ta zaraza się nie zalęgła. Nie dostrzegłam
niepokojących zmian. Zdecydowałam więc, że nie będę używała oprysków prewencyjnych,
ponieważ tylko w ostateczności stosuję chemiczne środki ochrony roślin w ogrodzie.

Och, jak wielka była moja naiwność sądząc, że ochronię i uratuję te rośliny…
Wystarczyło, że wyjechaliśmy z mężem na urlop. Gdy po 10 dniach wróciliśmy…
 to nie było czego ratować. Płakać mi się chciało, gdy zamiast pięknych, zielonych
bukszpanowych kul, zobaczyłam ogołocone z listków gałęzie okryte białą, włóknistą
przędzą i milionem ogromnych, żarłocznych gąsienic. Widok był tak obrzydliwy, że nie
nadawał się do fotografowania a tym bardziej upubliczniania. Następnego dnia założyliśmy
na kule wielkie worki foliowe, małżonek je wyciął i wywieźliśmy do spalenia, by zniszczyć
wszystkie żywe osobniki. Naprawdę nie sądziłam, że ćma bukszpanowa to tak podstępny
wróg o niebywale niszczycielskiej sile. Goryczy dodaje fakt, iż intruz ten, nie ma u nas w
kraju naturalnych wrogów (w Azji jest to szerszeń azjatycki) ponieważ żerując na
bukszpanie kumuluje w organizmie substancje toksyczne, odstraszając ptaki.

Wnioski z tej historii wyciągnęłam takie, że bukszpanów już nie posadzę.
Swoją walkę z ćmą przegrałam i nie chcę w przyszłości zwabić jej do ogrodu,
dlatego puste miejsca obsadzę innymi, zimozielonymi roślinami.
Mam w sobie pokorę i zrozumienie dla sił natury…

Chcę jednak tchnąć optymizm w innych zatroskanych posiadaczy bukszpanów,
dlatego przytoczę wypowiedź profesora Stanisława Czachorowskiego
(entomolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie):

„Ćma azjatycka, jak każdy obcy gatunek w nowym ekosystemie ma tę przewagę,
że nie napotkała jeszcze drapieżników. Prędzej czy później pojawi się jednak jakiś
gatunek, który będzie się nią żywił. Pojawią się także choroby atakujące jej organizm:
grzyby, pasożyty, parazytoidy, bo tyle jedzenia nie może w przyrodzie stać odłogiem.
 Ale na to potrzeba czasu.”

I jeszcze jeden cytat profesora, który tak zręcznie powiązał
światowy problem epidemii z plagą ćmy bukszpanowej:

„Inwazyjne gatunki mają na środowisko podobny wpływ,
jak nowe wirusy i bakterie atakujące człowieka i wywołujące epidemię.
Na początku kontakt z nimi jest dosłownie zabójczy. Zwykle jednak
w końcu w populacji pojawia się odporność grupowa.
To jednak wymaga czasu.”

Drodzy posiadacze ogrodów! Niech moja porażka będzie dla Was przestrogą!
Zadbajcie o swoje bukszpany stosując wszelkie dostępne na rynku środki
(pułapki feromonowe, tablice, opaski lepowe czy opryski prewencyjne –
sąsiedzi dzięki opryskom ochronili cały bukszpanowy żywopłot).

Ze swej strony życzę, aby ćma bukszpanowa i inne zarazy
szerokim łukiem omijały Wasze ogrody a trud włożony w ich
pielęgnację obfitował zdrowymi i pięknymi roślinami.

Anita

 

Komentarze

  1. Witaj:)
    Anitko, nie rozpatruj tych potknięć, jako porażki, a raczej jako wiecznej i żmudnej nauki ogrodnika... Pracujemy na żywej materii, jaką jest natura, tu nic nie jest stałe i przewidywalne... zwłaszcza teraz w dobie zmian klimatycznych. Niestety do mojego ogródka także zawitała ćma bukszpanowa. Całe szczęście, że zauważyłam ją zanim poczyniła duże szkody. Zrobiłam oprysk z Lepinoxu, to naturalny środek, który zawiera bakterie atakujące układ pokarmowy szkodnika. Po jakimś czasie spryskałam też krzaczki roztworem z wrotyczu. Na razie jest spokój, ale na wiosnę muszę być czujna... Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wiem Aniu, masz rację! Dlatego staram się mieć w sobie mnóstwo pokory, bo nie na wszystko mamy wpływ aranżując nasze ogrody. Tak wiele czynników (ze zmianami klimatu włącznie) ma wpływ na efekt końcowy. Było mi jednak tak po ludzku bardzo przykro, że owoc wieloletniej pracy może zostać tak błyskawicznie zniszczony...
      Ze swej strony trzymam kciuki, abyś uratowała swoje bukszpany. Najważniejsze, że masz sprawdzoną i skuteczną metodę, by toczyć nierówną walkę z tym podstępnym szkodnikiem. Dziękuję, że podzieliłaś się swoim doświadczeniem :-))
      Ślę moc pozdrowień.

      Usuń
  2. Kochana Anito, ćma panoszy się w całym kraju, a u mnie coś podobnego zasiedlilo wierzbę Iwę, wyjada liście, ale strzasam to na płachtę rozłożoną na ziemi. Dodalaś mi otuchy słowami profesora..
    Kora topoli wygląda pięknie i bardzo naturalnie.
    Żal ogromnie Twoich bukszpanów, ale mam takie spostrzeżenie co do rabaty wyłożonej włókniną. Odkryj jej mały kawałek następnej wiosny, a zobaczysz rachityczne korzonki roślinek. Miałam i ja kawałek takiej włókniny, ale gdy zobaczylam jak wygląda gleba pod spodem wyrwałam ja całkowicie . Proszę, nie gniewaj się na mnie za te uwagę, widzialam ogrodnikow zawodowych, którzy stosują włókninę, ale ja cenię sobie opinię o. Danuty Mlozniak, która jest przeciwna tej metodzie, po prostu życie pod agrowlokniną zamiera.
    Anitko, serdecznie Cię pozdrawiam. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Celu!
      Dziękuję za każde słowo, nawet najbardziej krytyczne, bo wiem, że piszesz to od serca, dzieląc się swoim doświadczeniem. To dla mnie ogromna wartość, więc postaram się wytłumaczyć, dlaczego zastosowałam tę powszechnie krytykowaną metodę.
      Zdecydowałam się na wyłożenie nowej włókniny, bo była w tym ogródku od początku. Jednak stara była już w strzępach a spod miału drzewnego zaczął wyrastać trawnik. I nie chodzi o to, że ten zielony zakątek stracił na estetyce tylko, że ja już nie wyrabiałam z plewieniem... Wiem, że stosowanie włókniny ma sporą rzeszę przeciwników, ale wyłożyłam ją z dwóch powodów: po pierwsze - na dobrych parę lat nie będzie tam rosła trawa i chwasty oraz drugi - i chyba najważniejszy, że ten zielony ogródek w ogóle nie wymaga podlewania... Przez lata zasilany jest wyłącznie dzięki opadom deszczu... Na pewno nie bez znaczenia jest fakt, że jest to cienisty zakątek, ale włóknina wraz z korą też spełniają swoją rolę, bo zapobiegają nadmiernemu parowaniu i przesuszaniu gleby.
      Myślę więc, że pozostanę przy tym rozwiązaniu, pod warunkiem, że rosnące tam rośliny będą nadal silne i zdrowe.
      Zaskoczyłaś mnie Celu tym szkodnikiem na Iwie... niestety tu nie mam doświadczeń, bo nie sadziłam żadnej odmiany wierzby, ale zapewne przekopałabym internet, aby dowiedzieć się, z jakim przeciwnikiem trzeba będzie się zmierzyć. Trzymam więc kciuki, by ten intruz nie poczynił poważniejszych szkód w Twoim pięknym ogrodzie.
      Przesyłam uściski i pozdrowienia :-))

      Usuń
    2. Cieszę się, że wytłumaczyłas zasadność włókniny, bo przyznam się, że ciężko mi było po napisaniu komentarza.
      Co do iwy, to są to zwykłe gąsienice przypominajace te z bukszpanów, ale radzę sobie z nimi mechanicznie.
      Pozdrawiam Cię cieplutko.:))

      Usuń
    3. Chciałam podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat stosowania włókniny w tym zielonym ogródku. I pomimo, że ten sposób ściółkowania nie jest idealny, to rośliny przez 9 lat z malutkich sadzonek wyrosły na zdrowe i dorodne okazy. Nieoceniony jest też dla mnie fakt, że poza wodą pochodzącą z opadów, ten zielony zakątek nie jest w ogóle podlewany. I nie chodzi mi tutaj o wygodę, lecz oszczędność wody, bo nietrudno sobie wyobrazić, ile musiałabym jej wlać przez lata pod te rośliny. A te zaletę przypisuję właśnie włókninie...
      Wracając Celu do Twojej wierzby, to zachodzę w głowę, jak wiele szkodników usiłuje zasiedlić nasze ogrody atakując kolejne rośliny. U mnie w tym roku (poza inwazją mszyc) ofensywa ślimaków nagich, które wynoszę poza ogród, by nie zjadły całego warzywnika :-))
      Ślę pozdrowienia i życzenia pięknego weekendu!

      Usuń
  3. Zawsze szkoda wykonanej pracy i roślin o które się dbało. Nie dam żadnej mądrej rady, o ogrodnictwie mam blade pojęcie. Mam nadzieję, że inne rośliny zrekompensują ci te które utraciłaś. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda... bo trzeba było tylu lat, by wypielęgnować zdrowe i okazałe bukszpanowe kule, a szkodnik rozprawił się z nimi w niespełna dwa tygodnie... Dlatego dziękuję za słowa otuchy i miłe odwiedziny :-))
      Dołączam moc pozdrowień.

      Usuń
  4. Byłabym gotowa przysiąc, że pisałam Ci tutaj komentarz, dziś zaglądam- nie ma :)
    Zatem chcę napisać, że smucę się razem z Tobą, bo u mnie to samo. W kika dni z bukszpanów zostały kostury. Ohydne na dodatek. Ale widzę, że od dołu wyrastaja jakieś zielone gałazki...
    Moc pozdrowień Kochana Anitko!
    Pola :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polu Droga, ten nowy blogger jest jakiś dziwny, więc chyba nic już mnie nie zaskoczy...
      ale cieszę się, że jesteś! Przykro mi tylko, że z tak smutnymi wieściami z ogrodu :-(
      Może jednak Twoim bukszpanom uda się odbudować... tego Ci życzę z całego serca,
      bo u mnie nie było niestety czego ratować. Cóż... posadzę w te miejsca nowe rośliny.
      Przesyłam uściski i gorące pozdrowienia :-))

      Usuń
  5. Znam doskonale problem z ćmą bukszpanową. W 2017 roku byliśmy zmuszeni wyciąć i spalić w C.O. ponad 30 krzewów bukszpanu, które tworzyły alejkę. W tamtym czasie prawie nikt nie słyszał o tym szkodliwym owadzie. Dopiero we Francji, w wapiennym, wysokim masywie górskim Vercors zobaczyłam zniszczone ogromne mirty i bukszpany. Wiedziona ciekawością zapytałam francuskiego przewodnika co lub kto zniszczył te ogromne krzewy. Ostrzegł mnie aby ich nie dotykać ponieważ są opryskane owadobójczym preparatem. Niestety, w tamtym czasie nie przyniosło żadnego efektu.
    Przesyłam moc pozdrowień:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Łucjo!
      Przykro mi, że ponieśliście taką stratę, a ja ubolewam nad dwoma krzaczkami :-(
      W dziedzinie ogrodnictwa jestem samoukiem i wiele jeszcze wiedzy do zdobycia przede mną, ale mam takie osobiste spostrzeżenia, że z każdym rokiem opieka nad roślinami jest coraz trudniejsza. Ten rok to olbrzymia inwazja szkodników oraz atak mączniaka na niespotykaną skalę. Nawet rośliny w przestrzeni miejskiej pokryte są tym ohydnym grzybem. Dlatego w takich sytuacjach "wytaczam działa" w postaci profesjonalnych środków ochrony roślin, bo naturalne są już niestety nieskuteczne.
      Życzę pięknej niedzieli i cieplutko pozdrawiam :-))

      Usuń
  6. Anita, I'm so sorry you have had so many problems this summer. Hope you're optimist and will overcome the illnesses.
    Wish you nice week,
    hugs!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dear Nadezda!
      This year has been extremely difficult for the plants in my garden. In addition to many pests, I also fought against fungal diseases. But these are temporary problems and I hope next year will be milder on plants.
      Hugs and greetings!

      Usuń
  7. Witaj, to prawda że ćma bukszpanowa potrafi siać ogromne spustoszenia. Moja znajoma projektuje ogrody i opowiadała jak ta zaraza potrafi spustoszyć cały, formowany ogród ...dosłownie w miesiąc!
    Bardzo podoba mi się podłoże z kory brzozowej, przyznam że nigdy się z takim nie spotkałam.
    U mnie w frontowej części ogrodu postawiłam na miał sosnowy ;)
    Mam ten problem że zimą dużo igieł spada, drzewa wysokie i same wymuszają pewne reguły.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kamilo, bardzo mnie cieszą Twoje odwiedziny ;-))
      Tak to już jest, że w naszych ogrodowych zmaganiach, radość przeplata się z goryczą. Ja straciłam tylko dwie kule, a jak opustoszały musi być ogród zaatakowany przez ćmę, gdy wiele nasadzeń uformowanych było z bukszpanu. Aż trudno sobie wyobrazić...
      Jeśli chodzi o duże kawałki kory, to pochodzą one ze starych, powalonych topoli. Wpadłam na pomysł, by wykorzystać ją w ogrodzie i po dokładnym ułożeniu, ta twarda i gruba kora świetnie się sprawdza się jako ściółka.
      Przesyłam najcieplejsze pozdrowienia i życzę Ci pięknego weekendu :-))

      Usuń
  8. Przykro mi bardzo Anitko ze to paskudztwo zaatakowalo twoje bukszpany :( szczerze mówiąc nawet nie miałam pojęcia ze takie coś jest. Jeja tyle pracy na marn. Współczuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest Kasiu, że radości wynikające z pielęgnacji ogrodu, przeplatają się z troską o jak najlepszą kondycję roślin. Poza szkodnikami, które mogą zniweczyć wieloletni trud, dochodzą jeszcze choroby grzybowe. Trzeba być bardzo czujnym ogrodnikiem, żeby w porę zareagować. Naszych bukszpanów, niestety nie udało się już uratować :-(

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Życzenia nadziei, wiary i miłości w epidemii bezsilności…

Zrozum swoje choroby…

Zapachniało, zajaśniało… wiosna, ach to ty!

Nadchodzi czas Wielkanocy…

Arboretum Wojsławice – raj dla miłośników ogrodów…

Dynie Baby Boo z mojego warzywnika…

Życzenia i refleksje na Wielkanoc

Kanon kobiecego piękna – każda epoka ma swój własny…

TATRY – Z Kasprowego na Giewont zimą

NEAPOL - pod radosnym słońcem południa.