TATRY – Czerwone Wierchy w jesiennej szacie i dyskretnym towarzystwie kozic i świstaków.
Wędrowanie po łagodnych i szerokich grzbietach Tatr
Zachodnich, z których
roztaczają się rozległe widoki do
złudzenia przypomina mi bieszczadzkie szlaki i połoniny.
Dlatego, że w porównaniu do Tatr Wysokich - Tatry Zachodnie charakteryzują się
dużo łagodniejszą rzeźbą oraz mniejszą wysokością bezwzględną.
Dziś
zapraszam na tatrzański klasyk, czyli bardzo dobrze znany
i popularny fragment głównej grani Tatr - Czerwone
Wierchy.
Podczas
tej wędrówki bez większego wysiłku zdobędziemy 4 dwutysięczniki począwszy
od najniższej Kopy Kondrackiej (2005
m n.p.m.) położonej najbliżej Kasprowego Wierchu,
kolejne "czerwone szczyty" to: Małołączniak
(2096 m n.p.m.), Krzesanica (2122 m
n.p.m.)
Ciemniak (2096 m n.p.m.). Nazwa Czerwonych
Wierchów wywodzi się od rdzawej barwy
stoków, jaką nadaje im roślina sit skucina, która jesienią wybarwia się na
brązowo.
Naszą
wędrówkę rozpoczęliśmy od wjazdu kolejką na Kasprowy pomimo, że
Czerwone Wierchy rozpoczynają się od
Kopy Kondrackiej i ciągną do Ciemniaka.
Jest bowiem wiele innych, alternatywnych szlaków prowadzących na ten bardzo popularny
masyw Tatr Zachodnich. Dlaczego więc tak zaplanowałam trasę? Powodów jest kilka!
Odcinek od Kasprowego Wierchu do Czerwonych Wierchów jest widokowo bajeczny,
urzeka górskim pejzażem i nie nastręcza żadnych poważniejszych trudności
(pokonywaliśmy go również zimą – co możecie pooglądać TUTAJ).
Ponadto na tym fragmencie szlaku spotkaliśmy po raz pierwszy
w życiu niemal na wyciągnięcie ręki świstaki tatrzańskie!
Nieraz
słyszeliśmy jak gwizd świstaków rozchodził się po tatrzańskiej krainie, lecz
nigdy nie udało mam się zobaczyć tych podlegających ścisłej ochronie gatunkowej
zwierząt z bliska, ponieważ zachowują one bezpieczny dystans od człowieka. Tym
razem mieliśmy szczęście, bo w rejonie Kasprowego świstaki mają swe kolonie.
Na
poniższym zdjęciu udało mi się uchwycić w jednym kadrze świstaka
i leżące na trawie powyżej rumowiska skalnego - kozice.
Do
miłego towarzystwa tych drugich zdążyliśmy się już przyzwyczaić, niemniej to
wielka radość móc obserwować dziko żyjące zwierzęta w ich naturalnym
środowisku.
Ostatni
argument za wyborem tego szlaku jest dość pragmatyczny. Otóż dzięki kolejce
na Kasprowy, jest to najkrótszy wariant na pokonanie tego pasma Tatr Zachodnich
a jednocześnie szansa na wielogodzinne podziwianie wysokogórskiej scenerii.
Teraz niech przemówią zdjęcia, a ja tylko czasem wtrącę słówko i gdy
dotrzemy do Czerwonych Wierchów opowiem Wam o nich więcej.
Oto szlak od Kasprowego do Czerwonych
Wierchów,
którego przejście zajmie nam ok. 2 godzin.
i spoglądamy
za siebie na krajobraz z górującą na odległym planie Świnicą.
Za chwilę przejdziemy na drugą stronę grzbietu, by dotrzeć na Przełęcz pod Kopą.
W
takiej fenomenalnej, tatrzańskiej scenerii dotarliśmy pod Czerwone Wierchy.
Rzut
okiem na pokonany odcinek i dobrze widoczną z góry Przełęcz pod Kopą Kondracką.
Dokładnie w to miejsce doprowadza
bardzo popularna a zarazem jedna z wielu dróg
prowadzących na Czerwone Wierchy: z Kuźnic przez Kalatówki i Halę Kondratową.
Sama przełęcz jest ważnym zwornikiem szlaków, co widać na poniższym zdjęciu.
My
tymczasem kontynuujemy naszą wędrówkę na Kopę
Kondracką (2005 m n.p.m.).
Od jej wierzchołka odchodzi północna grań łącząca się poprzez Kondracką
Przełęcz
z Giewontem. Wzmożony ruch turystyczny spowodował, że w rejonie Czerwonych
Wierchów wszystkie szlaki turystyczne zamieniły się w szerokie kamienisto-
piarżyste trakty. Ponadto doszło też do silnej erozji turystycznej
stoków – jak tu na Kopie Kondrackiej.
Dalej
nasz szlak zbiega w dół na Małołącką Przełęcz.
Z przełęczy wspinamy się w górę na porosły trawą szeroki szczyt
Małołączniaka (2096 m n.p.m.)
pokryty warstwą skał krystalicznych.
Z
wierzchołka podziwiamy rozległe widoki na okazale
prezentujące się stąd szczyty Tatr Wysokich.
Za
Małołączniakiem znajduje się Litworowa Przełęcz, która poprowadzi
nas na najwyższy szczyt w grupie Czerwonych Wierchów i zarazem
najwyższy wapienny szczyt w Polsce – Krzesanicę
(2122 m n.p.m.).
Na
jej trawiastym grzbiecie turyści ułożyli mnóstwo kamiennych kopców.
Nazwa Krzesanica wiele mówi o wyglądzie góry – jej północna część to strome
"skrzesane" urwiska i kilkusetmetrowe ściany, opadające ku Dolince
Mułowej.
Dalej szlak schodzi wśród pęknięć i progów skalnych na Mułową Przełęcz.
Stąd imponująco prezentują się „zerwane” ściany Krzesanicy.
Czerwone
Wierchy mają również zdradliwe oblicze, ponieważ łagodna u góry grań,
którą poprowadzono szlak jest w niektórych miejscach, a od północy prawie w
całości
podcięta niedostępnymi, kruchymi i śliskimi urwiskami wapiennymi. Dlatego nie
wolno
schodzić poza szlak. Niestety w kronikach TOPR-u znaleźć można wiele wpisów
o turystach, których skusiły skróty, bo łagodne łąki na stokach Czerwonych
Wierchów nie wiadomo kiedy, zamieniają się w bardzo strome urwiska.
Z
Mułowej Przełęczy równie okazale prezentuje się
stroma ściana Ciemniaka, na którego za chwilkę się wdrapiemy.
Ciemniak
(2096
m n.p.m.)
to ostatni z Czerwonych Wierchów.
Wierzchołek to płaska i rozległa kopuła szczytowa, ale pejzaż przykuwa wzrok.
Na
Ciemniaku następuje załamanie głównej grani Tatr o 90 stopni. Zobaczcie,
jak pięknie prezentuje się ten grzbiet, którym podążymy w dół, by dotrzeć do
Kir…
Myślę,
że równie pięknie, jak i groźnie prezentowało się niebo tego dnia.
Było bezchmurnie, gdy rozpoczynaliśmy naszą tatrzańską wędrówkę, a gdy
przemierzaliśmy Czerwone Wierchy wypiętrzyły się groźne chmury. Na szczęście
prognozy pogody, które na ten dzień nie przewidywały deszczu - sprawdziły się,
dlatego podziwiając scenerię, niespiesznie żegnamy się z Czerwonymi Wierchami.
Samo
przejście Czerwonych Wierchów, czyli 2,5
- kilometrowej trasy od Kopy Kondrackiej do
Ciemniaka zajmie zaledwie godzinę. Jednak, by móc cieszyć się tymi
widokami należy doliczyć
do tego czasu szlaki dojściowe i zejściowe, a tych
wariantów jest sporo. Poniżej załączam
link z mapą turystyczną Tatr i szczegółowymi informacjami na temat opisanego szlaku.
Zgodnie z https://mapa-turystyczna.pl/route/ex1b
do pokonania mieliśmy dystans
13 km (od Kasprowego poprzez Czerwone Wierchy i zejście Doliną
Kościeliską do Kir).
Szacowany czas 6:13 h, do którego należy doliczyć odpoczynek,
posiłki, zdjęcia.
Żegnamy malownicze krajobrazy Tatr Zachodnich oraz fascynujące
zwierzęta, które mieliśmy szczęście spotkać tego dnia.
Do zobaczenia na
kolejnych tatrzańskich szlakach.
Z górskim pozdrowieniem –
Anita
Z przyjemnością wędrowałam z Tobą po tatrzańskich szlakach, wspominając swoje górskie przygody te bardzo dawne i trochę mniej dawne. Zwykle bywało to latem, najpóźniej we wrześniu.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie! Wspomnienia mają przecież wielką moc, szczególnie w obecnym czasie... Nasze górskie wędrówki najczęściej planujemy właśnie latem lub jesienią, bo wtedy pogoda jest w miarę stabilna.
UsuńŚlę serdeczne pozdrowienia :-))
Wspaniała wędrówka z głową prawie w chmurach, piękne, górskie pejzaże i doborowe towarzystwo dzikiej natury. Podziwiam :)
OdpowiedzUsuńTo prawda Aniu, dlatego tak wiele szczęścia dają mi nasze górskie eskapady!
UsuńPozdrawiam weekendowo ;-))
Anitko, za przecudny spacer dziękuję. Już dawno nie byliśmy w górach, a wcale nie mamy do nich daleko.
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
Zawsze serdecznie zapraszam do wirtualnej a tym samym bezpiecznej wędrówki z nami, bo Tatry to moje najukochańsze góry i takich wspomnień będzie na blogu sporo.
UsuńPrzesyłam życzenia udanego weekendu ;-))
Dziękujemy :)
UsuńPozdrawiam Was serdecznie ;-))
UsuńDla takich widoków warto przejść tą trasę. Obejrzałem raz, a potem kolejny i napatrzeć się nie mogę. Wracają wspomnienia takich wędrówek i tęsknota za nimi. Dziękuję za tą wędrówkę na którą nas zabrałaś. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że popularność Czerwonych Wierchów tkwi w tym, iż łatwo a zarazem bezpiecznie można przemierzyć całe pasmo. Tymczasem wysokogórskie panoramy przesądzają o urodzie tego miejsca. Bardzo mnie cieszy, że wędrówka się spodobała, bo dzięki takim wspomnieniom zagłuszam nieco własną tęsknotę za górami :-))
UsuńPrzesyłam moc pozdrowień i życzę udanego weekendu!
Przepiękna trasa Anitko! Uwielbiam górskie wędrówki, ale moje wędrowanie skończyło się w zasadzie w czasach studenckich. Potem w etapie tzw. szkolnym to były beskidzkie wędrówki z młodzieżą, a wakacyjne wyjazdy były zwykle nad morze, zeby zaczerpnąć słońca i odpocząć :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękna trasa, zdjęcia przecudne i dobrze, że pogoda nie spłatała Wam figla. Bo w górach, zwłaszcza wysokich, wszystko jest możliwe.
Pozdrawiam Cię Kochana, życzę pięknego weekendu :)
Polu, dla mnie Tatry to kwintesencja dziewiczego piękna natury! Którąkolwiek z tras
Usuńwybierzemy, to nadmiar wrażeń gwarantowany: kojąca cisza, zachwycająca przyroda
i zmieniające się pejzaże czynią człowieka kompletnie bezbronnym wobec potęgi natury.
Podobnie, jak Ty w czasach studenckich odkrywałam frajdę w górskim łazikowaniu.
Potem różne koleje losu sprawiły, że przez wiele lat nie wędrowałam po górskich szlakach.
Gdy jednak po długiej przerwie powróciłam w Tatry, to już bez nich żyć nie mogę...
Jestem tak szczęśliwa, gdy przekraczam "próg" tatrzańskiej krainy.
Ściskam Cię mocno i udanych, pogodnych dni życzę :-))
Coś wspaniałego, te widoki zapierające dech w piersiach. Wspaniałe zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZgadzam się Olu! Dlatego tak ukochałam Tatry, bo pomimo, że każda górska wędrówka jest inna, to dawka wrażeń i piękna, z którym obcuje turysta zawsze przyprawia o szybsze bicie serca.
UsuńPozdrawiam cieplutko!
Zazdroszczę spotkania ze świstakami. Jeśli sytuacja na świecie się nie poprawi to wezmę Tatry pod uwagę jeśli chodzi o przyszłoroczny urlop. Bo gdzie tak jak w górach możemy oderwać się od ziemi i zapomnieć o tym wszystkim co zostało na dole?
OdpowiedzUsuńPiękne kadry i oprócz zachwytów niosą również spokój. Szkoda, że wśród wielu dziwnych i nieprzydatnych rzeczy wymyślanych na co dzień nikt jeszcze nie odkrył możliwości teleportacji. Skorzystałabym bez namysłu :)
Doskonale Cię rozumiem, bo sama sobie zazdroszczę ;-)) To jedyny raz, na tak wiele naszych górskich wędrówek, gdy spotkaliśmy fantastyczne, futrzaste, ale bardzo płochliwe świstaki. Wiesz, z tą teleportacją byłabym ostrożna, żeby się nie okazało, że tatrzańskie szlaki zamienią się w zakopiańskie Krupówki ;-)) Dlatego trzeba się trochę pomęczyć wspinając na szczyty, ale gdy tam dotrzesz, to nagrodą jest wszystko to, co napisałaś - zachwyt nad pięknem przyrody, fenomenalny plener zdjęciowy, spokój i reset od wszystkich przyziemnych, przytłaczających spraw, które zostają na dole! A co do urlopu to ja - TATROMANIACZKA oczywiście polecam, bo sama staram się dzielić moje umiłowanie do gór z potrzebą błogiego relaksu nad jakimkolwiek ciepłym morzem.
UsuńPrzesyłam uściski i pozdrowienia ;-))
Fajne zdjęcia. Najbardziej podobają mi się te ze zwierzętami. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńWitaj Jenovia! Miło Cię tu gościć :-))
UsuńSpotkania ze zwierzętami w ich górskiej krainie zawsze budzą we mnie niesamowite emocje, bo mimo, że unikają kontaktu z człowiekiem, czasem uda się uchwycić ich wędrówki w kadrze.
Serdeczności zasyłam ;-))
Bardzo fajny post Anita o Czerwonych Wierchach , piękne zdjęcia i super spotkanie z świstakami ,to sztuka zobaczyć te płochliwe futrzaki w naturze. Woalki sentyment mam do Wierchów ,kilka kończyłem sezon w górach na tym szlaku,zawsze od Kościeliskiej a kończąc na Hali Kondratowej.Zawsze spotykałem tam fajnych ludzi,razu jednego , końcem października prawie mnie zdmuchnęło z grani.Radio podało że wiało wtedy ponad 100 na godzinę,pamiętam piękne pióropusze wznoszące się z wierzchołków i zamarznięte misie Haribo a dolinach paradoksalnie tego dnia było 15 stopni.Dość już reminiscencji ,jeszcze kłaniam nisko i pozdrawiam Ciebie Anita i oczywiście małżonka, SZACUN Bogdan.
OdpowiedzUsuńBogdan! Bardzo mi miło, że mnie odwiedzasz, bo lubię dzielić się z Tobą opiniami o przebytych szlakach. Czerwone Wierchy to wspaniały masyw, ale gdybym miała go zdobywać ponownie (bez wariantu z kolejką na Kasprowy), to zdecydowanie wolałabym wchodzić od Kondratowej. Ciemniak to dla mnie dość mordercza góra do wspinaczki, dlatego preferuję zejście nim. Pogoda też jest kluczowa, bo na odsłoniętych graniach nie ma możliwości schronienia, a silny i porywisty wiatr nie jest sprzymierzeńcem w bezpiecznym zdobywaniu szczytów. My mieliśmy tego wrześniowego dnia super pogodę. Było tak ciepło, że część odzienia trzeba było schować do plecaka. I oczywiście największa i niespodziewana przygoda to napotkane świstaki, przez co na zawsze zachowamy wspaniałe wspomnienia z tej górskiej wędrówki.
UsuńDziękujemy serdecznie za pozdrowienia, które odwzajemniamy ;-))
Cudne zdjęcia, Anito. Zaskoczyła mnie mała ilość turystów, Tatry zawsze są przepełnione, a zresztą które góry nie są. Świstaków nie widziałam na żywo, zazdraszczam, ale niczego nie zawijały;-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję ;-)) My mamy chyba jakiś rodzaj szczęścia, że na większości szlaków wędrujemy bez tłumów. Z drugiej jednak strony, spore rzesze turystów pozostają w tatrzańskich dolinach lub na niższych, łatwo dostępnych szlakach. Co się zaś tyczy świstaków, to przyznam szczerze, że owszem niczego nie zawijały (w papierki), ale zwiewały tak szybko, że nie dały się sobą nacieszyć. Na zawsze jednak mile zapamiętam to niezwykłe, choć krótkie spotkanie.
UsuńPrzesyłam najcieplejsze pozdrowienia ;-))
Przepiękna trasa na Czerwone Wierchy. Też szliśmy jakiś czas temu ale nie spotkaliśmy kozic ani świstaków. Spotkanie z tymi górskim zwierzętami zawsze pozostaje na długo w pamięci. Z ogromną przyjemnością oglądam każde Twoje zdjęcie i podziwiam niezwykle malownicze, wprost oszałamiające krajobrazy. Widziałam góry bardziej majestatyczne, ale uważam, że Tatry są najpiękniejsze.
OdpowiedzUsuńDroga Anito, przesyłam Ci moc serdeczności:)
Jak miło Łucjo, że osobiście przemierzyliście tę wspaniałą, malowniczą trasę przez Czerwone Wierchy. Tatrzańskie krajobrazy warte są każdego wysiłku, by móc kontemplować w ciszy, spokoju, czasem w towarzystwie zwierząt zjawiskowe piękno dzikiej, nieskażonej ingerencją człowieka natury. Dlatego tam czuję się szczęśliwa...
UsuńPrzesyłam uściski i gorące pozdrowienia :-))
To prawda Anita wejście na Ciemniak z doliny Kościeliskiej jest długie i mozolne , aczkolwiek wchodziłem też z hali Kondratowej,źle to wspominam głównie za sprawą kompletnie wymytego szlaku mam na myśli mnóstwo małych okrągłych kamieni uciekających spod butów.No i smak piwa w schronisku na Kondratowej po zejściu z Wierchów bezcenny.Zawsze masz w górach fajną pogodę, u mnie jest trochę inaczej, dużo pracuje i jak mam plany na góry to jadę praktycznie w każdą pogodę.Jeszcze raz kłaniam się nisko i pozdrawiam Bogdan, przepraszam za błędy powoli ogarniam nowy telefon.
OdpowiedzUsuńPopatrz, jak dobrze, że jest tak wiele wariantów, by zdobywać szczyty i przemierzać kolejne szlaki, bo różne są preferencje. Schronisko na Kondratowej też bardzo lubię, ale za kameralny, przytulny klimat. Fajnie jest tam wczesnym rankiem, bo turystów mało i posilić się można porządnie przed "wgramoleniem" na Przełęcz po Kopą. Co do pogody, to bardzo boję się burzy w górach i nie cierpię wędrować w deszczu, dlatego planuję wyjazd tylko wtedy, gdy pogoda łaskawa i góry gościnne ;-))
UsuńLiterówkami się nie przejmuj, nie zwracam na nie uwagi, liczy się dla mnie sens wypowiedzi, to czym moi Czytelnicy, chcą się ze mną podzielić.
Pozdrawiam Cię serdecznie :-))
Anita, I see you love very much traveling in Western Tatras. Your photos showcase the beauty of the mountains well. Since I can't climb in the Tatras, it was nice to virtually travel with you. I really enjoy seeing animals in the wildlife.
OdpowiedzUsuńHugs and take care!
Dear Nadezda!
UsuńI love the beauty of nature, wild animals and the freedom I find in the Tatras. That is why when I set off on mountain trails, I am very happy. It is with great pleasure that I invite you to travel together with us :-))
Stay healthy and take care of yourself too!
Dziękuję z wędrówkę. Niektóre miejsca dobrze mi znane, bo tam byłam. Na samych Czerwonych Wierchach nie byłam. Lubię takie blogi. One napedzają. ale też dają wytchnienie w tęsknocie.
OdpowiedzUsuńElu! Witam serdecznie i dziękuję za miłą wizytę :-))
UsuńZapraszam Cię na wirtualne wędrowanie z nami, bo wiele jeszcze postów planuję o ukochanych Tatrach, ale też o wędrówkach po innych, nie mniej pięknych górskich szlakach.
Szkoda, że mam do Tatr daleko, z Gdańska, wiec wcześniej niezbędny był urlop, a teraz to też już wyprawa , a nie wyskok. Niestety. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, bo taką samą wyprawę odbywam z Podkarpacia ilekroć zamarzy mi się wyjazd nad nasz Bałtyk. Niestety odległości bywają sporą przeszkodą w realizacji naszych pasji i pragnień...
UsuńPozdrawiam ciepło i życzę miłej niedzieli :-))
Tatry przepiękne, dolina 5 stawów z moim pupilkiem latem... poezja ;)
OdpowiedzUsuńTo fakt, Tatry przepiękne, ale z pupilkiem można wyruszyć u nas tylko do Doliny Chochołowskiej ;-))
UsuńPozdrawiam serdecznie!