Wycieczka rowerowa Drogą Pienińską ze Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru…

 

to popularna i bardzo lubiana przez turystów atrakcja regionu.
Trasa jest wyjątkowo malownicza, bo wiedzie wzdłuż Dunajca
a sam klasztor usytuowany jest w otoczeniu przyrody,
w pięknym zakątku u naszych słowackich sąsiadów.

Do pokonania mamy drogę o długości około 10 km poprowadzoną na odcinku:
Szczawnica – Droga Pienińska – Leśnicki Potok – Czerwony Klasztor.
Ma ona swój początek przy charakterystycznej przystani flisackiej.



Ledwo zdążyliśmy wyruszyć w drogę, a tuż za przystanią
czekała na nas miła przyrodnicza niespodzianka.
Przy brzegach Dunajca, bocian czarny
wybrał się na łowy…

 

Pierwszy odcinek Drogi Pienińskiej –
do ujścia potoku w Leśnicy, wybudował w latach
1870-1875 Józef Szalay. Po śmierci dawnego właściciela
Szczawnicy i prekursora turystycznych spływów Dunajcem,
budowę kontynuowała krakowska Akademia Umiejętności.



Warto wspomnieć, że zaledwie 1/4 trasy znajduje się po polskiej stronie,
co nie zmienia faktu, że na całym odcinku towarzyszyły nam wspaniałe widoki
na meandrujący Dunajec i efektowne skały. Przy rozwidleniu dróg i szlakiem
na Leśnicę, formacje skalne wybijają nawet na 130 metrów wysokości.

 



Trzy Korony zwiastują koniec trasy. Aby dojść do zabudowań
Czerwonego Klasztoru wystarczy przejść przez niewielki mostek.

Budowa klasztoru rozpoczęła się po 1320 roku, a jego nazwa
pochodzi od koloru ceglanych ościeżnic i żebrowania sklepień.
Co ciekawe, nazwa klasztoru stała się również nazwą wsi.





Ten narodowy zabytek kultury łączy w swej bogatej historii dzieje dwóch
najsurowszych zakonów w kościele rzymskokatolickim: kartuzów i kamedułów.
Przełożonym klasztoru był przeor. Zgromadzenie składało się z ojców (patrów), mających
święcenia kapłańskie, którzy mieszkali w wydzielonej części klasztoru – klauzurze, w eremach.
Kartuzi ojcowie nie mieli posłannictwa kaznodziejskiego. Wielkie znaczenie przywiązywali do
ksiąg. Przepisywali je głosząc w ten sposób Słowo Boże, skoro nie mogli tego robić ustami.
Zajmowali się alchemią i astrologią. Mieli ściśle wyznaczony czas na pracę intelektualną,
rozmyślania, modlitwę i odpoczynek. Zgromadzenie składało się też z braci – mnichów
(fratrów), postawionych niżej w hierarchii, którzy zamieszkiwali wspólnie budynek
konwentu. Zajmowali się czynnościami gospodarczymi, zachowywali surową
ascezę, poszcząc, rozmyślając i prawie całkowicie milcząc.
Z ascetycznymi warunkami zamieszkania i trybem
życia mnichów harmonizował biały habit
i skromna strawa.

Na dziedzińcu całe stulecia panowała surowa klauzura –
było to miejsce głębokiej wiary w Boga. Na obwodzie dziedzińca
rozmieszczono mnisie domki – pustelnie (eremy) z przyległymi ogródkami.
W każdej pustelni urządzonej niezwykle skromnie, mieszkał tylko jeden mnich.


Pustelnie połączone były wielkim krużgankiem, którego istotną częścią
był cmentarz położony w pobliżu kościoła, żeby mnisi codziennie widzieli proste,
drewniane krzyże bez nazwisk. Według niepotwierdzonej tradycji, każdy mnich
(kartuz) wykopywał w ogródku dół, który miał mu przypominać o śmierci.
Treść legendy z pozdrowieniem „Memento mori” (Pamiętaj o śmierci)
wynika z faktu, że mnich miał żyć tak, aby każdego dnia
być gotowym na śmierć…





Spokojne życie klasztoru zakłóciły dwa najazdy wojsk husyckich
na Spisz i mimo, że sytuacja po tych wydarzeniach ustabilizowała się,
to nadejście reformacji i wewnętrzne waśnie w Królestwie Węgier po
bitwie pod Mohaczem (1526) doprowadziły do upadku klasztoru.


W latach 1569-1710 zabudowania klasztorne były
własnością państwa, by następnie do roku 1782 służyć jako
siedziba kamedułom, pustelnikom o surowej regule.

Kameduli zajmowali się leczeniem chorych, zbieraniem i uprawą
roślin leczniczych, sporządzaniem leków. Trudnili się też rolnictwem
i pszczelarstwem. Pomimo ich niedługiej misji, pozostawili dzieła,
które na trwałe wpisały się w dzieje naszej kultury.



Dla potrzeb zakonu, klasztor został odnowiony i przebudowany w stylu barokowym.
Najcenniejszym obiektem klasztoru jest kościół pod wezwaniem św. Antoniego Pustelnika.
Kameduli konsekrowali wyremontowany i odmalowany kościół, do którego dobudowali
wieżę. Tak oto w połowie XVIII wieku kościół zyskał kształt podziwiany do dziś.





Dziś Czerwony Klasztor jest obiektem turystycznym, w którym swoją siedzibę ma
m.in. dyrekcja słowackiego Pienińskiego Parku Narodowego.
W skład kompleksu
wchodzi
: kościół w stylu barokowym, kaplica, gotycka sala kapituły, dziedzińce
z pięknymi widokami, dom mnicha, apteka klasztorna, krużganki czy dom
przeora. Wśród ciekawych ekspozycji muzealnych znajdziemy
m.in. kopię Biblii Kamedulskiej z 1750 roku.


Spod klasztoru wyruszamy w drogę powrotną dokładnie tą samą
(10-kilometrową) trasą. Nasza wycieczka rowerowa miała miejsce przed
remontem Drogi Pienińskiej a niedogodności wynikające z jej kiepskiej jakości
były mocno odczuwalne. Wiosną tego roku trasa przeszła gruntowny remont.
Poza poprawą nawierzchni, ze względów bezpieczeństwa rozdzielone
miały zostać ciągi rowerowe i piesze. To w zdecydowany sposób
wpłynie na poprawę komfortu przejażdżki, czy też
wędrówki tym turystycznym szlakiem,
który serdecznie polecam!
Pozdrawiam -
Anita

Komentarze

  1. Dziękuję za wyczerpujące wiadomości, miejsce było mi dobrze znane, ale jego historia mniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, niesamowitą motywację do prowadzenia bloga daje mi fakt, iż wspomnienia
      z odwiedzanych miejsc w postaci zdjęć, które zalegałyby na dysku komputera,
      stają się dla mnie najpiękniejszą pamiątką z podróży dopiero wtedy, gdy
      dodam do nich opowieść, do której zawsze, gdy zechcę mogę powrócić...
      Pozdrawiam ciepło ;-))

      Usuń
  2. Przebyliśmy tą samą drogę również na rowerach . Była zupełnie inna pora roku, bo bardzo wczesna wiosna ale radość ta sama. Z przyjemnością obejrzałem i przeczytałem, tym bardziej, że wróciły wspomnienia czasu gdy córki podróżowały jeszcze z nami. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak miło słyszeć, że macie własne, radosne, rodzinne wspomnienia związane
      z przejażdżką rowerową tą malowniczą trasą. Dziękuję za podzielenie się nimi ;-))
      Ślę moc pozdrowień!

      Usuń
  3. Przywróciłaś mi tym wpisem wspomnienia sprzed kilku lat. Przeszliśmy Pieniny wszerz i wzdłuż, a w ramach odpoczynku spłynęliśmy Dunajcem do Szczawnicy. Połaziliśmy trochę po mieście i rowerami wróciliśmy do Sromowców Niżnych. Tam stacjonowaliśmy pod namiotami w Remizie strażackiej. Niezwykle urokliwe pole namiotowe, choć lekko siermiężne. Wtedy jeszcze sławetna sosna na Sokolicy była nienaruszona. Z Pienin popędziliśmy w Tatry. Ach co to były za wakacje! Pozdrawiam z Kaszub.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewelino! Dziękuję, że podzieliłaś się własnymi wspomnieniami! Właśnie tak atrakcyjnie
      i różnorodnie można spędzić czas w Pieninach, a następnie wyruszyć w Tatry i znów podziwiać zupełnie inne krajobrazy oraz aktywnie i ciekawie zorganizować sobie urlop.
      Odwzajemniam serdeczne pozdrowienia z Podkarpacia :-))

      Usuń
  4. Podziwiam atrakcyjne widoki, które mieliście okazję zobaczyć. A ja nigdy nie byłam na spływie Dunajcem... Gdy byliśmy w tym roku w Tatrach namawiałam męża na tę atrakcję, ale mi się nie udało. Bardzo ciekawa historia Czerwonego Klasztoru. Pamiętam, że w filmie pan Wołodyjowski trafił właśnie do takiego zakonu, gdzie powtarzano ciągle: "memento mori". Ależ pięknie tam macie !!! Pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, Szczawnica i pienińskie krajobrazy na stałe "zagnieździły się" w moim sercu, bo nie jestem w stanie policzyć, ile razy byłam w tym uzdrowiskowym mieście. Jako mały dzieciak leczyłam tam choroby układu oddechowego... a potem jako dorosła (już zupełnie zdrowa) zawsze wracałam z radością ;-)) Szalenie miło wspominam spływy Dunajcem, dlatego życzę Ci przyjazdu do Szczawnicy. Można tam tak ciekawie spędzić czas i skorzystać z wielu atrakcji.
      Przesyłam uściski i pozdrowienia!

      Usuń
  5. Dziękuję Anitko za wspólną, wirtualną wycieczkę. Czułam się tak, jakbym sama przemierzała te szlaki. Z powodzeniem mogłabyś robić za przewodnika. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, to radość dla mnie podwójna! Po pierwsze, że mogłam Cię tam "zabrać"
      a po drugie, że zaciekawiłam Cię opowieścią o tej wyjątkowej atrakcji regionu!
      Uściski Kochana!

      Usuń
  6. Pokazałaś tak cudne miejsca, których nie dane mi było odwiedzić. Jak tam jest pięknie. Dziękuję za fotorelację i historię tego klasztoru. Pozdrawiam serdecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Janeczko, dziękuję za tyle ciepłych słów! Opowieść o tak fascynujących miejscach sprawia
      mi dużą przyjemność, bo mogę zaprezentować je szerszej społeczności a jednocześnie
      utrwalić w ten sposób najpiękniejsze z moich podróżniczych wspomnień :-))
      Przesyłam gorące pozdrowienia na chłodne, listopadowe dni!

      Usuń
  7. Kolejna Twoja wspaniała wyprawa i relacja z jej przebiegu. Przeczytałam i obejrzałam z wielkim zainteresowaniem, tym bardziej, że w ogóle nie znam tamtych rejonów ani tego miejsca, o którym piszesz. I tak sobie pomyślałam, że ci mnisi mieli strasznie smutne życie... Żyć cały czas z wymogiem nieustannej gotowości do śmierci, to bardzo smutne. Zdecydowanie nasze czasy są bardziej "ludzkie" :) No i miło Cię zobaczyć na fotce, Anitko :) Przytulam Cię czwartkowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwonko, cieszę się, że mogłam przybliżyć Ci te pienińskie klimaty. Malownicza trasa wiodąca do Czerwonego Klasztoru i sam obiekt wraz z jego historią to przepis na udany i atrakcyjnie spędzony dzień ;-)) I zupełnie nie dziwi mnie Twoja refleksja nad żywotem mnichów, bo potrafisz celebrować życie i tym bardziej poczuć, jak smutne, surowe i ograniczone tyloma regułami było ono dla zakonników w tamtych czasach...
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Opisy są bardzo interesujące, chłonę każde słowo i jest mi cudnie, że mogę poznawać tamte tereny. Ciepluutko 🍂🍁🍀🍇💝

      Usuń
    3. Daglezjo, bardzo dziękuję za każde ciepluutkie słowo, tak cenne w te chłodne, deszczowe, listopadowe dni ;-))
      Ściskam i pozdrawiam weekendowo!

      Usuń
  8. Malownicze tereny, wycieczka bardzo relaksacyjna i edukacyjna. Ciekawa historia klasztoru. Wspomnę Ci, że u nas kameduli są do dzisiaj. Mamy jeden z dwóch w Polsce eremów kamedulskich - w Bieniszewie. Mam odpowiednie wpisy. Zapraszam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ula, dziękuję za miłe odwiedziny i ciekawostkę o eremie kamedulskim w Bieniszewie.
      Zmykam więc z rewizytą, by znaleźć Twoje wpisy. Z przyjemnością poczytam :-))
      Pozdrawiam ciepło i życzę Ci miłego weekendu!

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję. Za wszystko!

      Usuń
    3. Ula, ja również, bo Twój blog jest bardzo inspirujący, a ja tak kocham podróżować ;-))
      Uściski posyłam!

      Usuń
  9. Czerwony Klasztor mam na swojej liście "do zobaczenia", dziękuję za ciekawą relację i przybliżenie tematu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Poza samym klasztorem droga, która do niego prowadzi sama w sobie jest atrakcją turystyczną z widokiem na Pieniny i szumiący tuż obok Dunajec. Polecam!
      Serdeczności posyłam :-))

      Usuń
  10. Przepiękna wycieczka rowerowa, a te zdjęcia uchwyciły niezwykłe piękno trasy. Odkrywanie takich malowniczych miejsc to prawdziwa przyjemność. Czerwony Klasztor to historia i architektura w jednym. Dzięki za podzielenie się tym wspaniałym przeżyciem...pozdrawiam serdecznie..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, podczas tej wycieczki zrealizowałam kilka pasji: do fotografowania, podziwiania natury, architektury i historii klasztoru oraz jazdy na rowerze ;-)) Gdy jeszcze dodam, że Szczawnica to moje ukochane miejsce a pienińskie pejzaże znam od dziecka, to powrót w te okolice budzi we mnie zawsze ogrom najpiękniejszych wrażeń!
      Dziękuję Ci za serdeczne odwiedziny i gorąco pozdrawiam :-))

      Usuń
  11. Dla mnie Czerwony Klasztor to magiczne i bardzo malownicze miejsce. Zachwycam się Twoją relacją i jak zawsze zdjęciami. Podziwiam fantastyczne zdjęcie z drona. Czy to nabytek Męża?
    Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko w ten deszczowy, dzień listopadowy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łucjo, a ja chcę Ci powiedzieć, że do dziś pamiętam Twój piękny post o tym wyjątkowym miejscu!
      Klasztor i jego malownicze okolice stwarzają tak wiele możliwości do aktywnego wypoczynku. Dlatego pewnie Cię zaskoczę, ale nie posiadamy drona, a tak ciekawe ujęcie Czerwonego Klasztoru zrobiłam ze szczytu Trzech Koron ;-))
      Dziękuję Ci za miłe odwiedziny i odwzajemniam serdeczne pozdrowienia!

      Usuń
    2. Droga Anitko!
      Brałam pod uwagę, że zdjęcie może być zrobione jest z Trzech Koron. Teraz drony są tak modne, dlatego sądziłam, że Twój Mąż też sobie nabył tak sprzęt. Na Trzech Koronach byłam "wieki temu" dlatego z niecierpliwością będę czekać na Twoją relację.
      Serdecznie pozdrawiam:)

      Usuń
    3. Łucjo, w naszym związku to ja jestem ogarnięta manią fotografowania! Mój mąż w ogóle się tym nie interesuje, a mnie tymczasem takie nowinki, jak drony nie pociągają ;-)) Na wiele krajowych wycieczek nawet nie zabieram ciężkiego Nikona, ponieważ telefony mają już wbudowane coraz lepsze aparaty :-))
      Opowieść z Trzech Koron mam oczywiście w planach... ale nie wiem kiedy, bo tak wiele innych podróży wciąż czeka w długiej kolejce do publikacji...
      Mam jeszcze wielką prośbę, byś zaglądnęła na blog Iwonki, gdzie w komentarzach pozostawiłam dla Ciebie parę słów...
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. To prawda! Fascynujące miejsce i okolice!
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  13. Super Kochana, fantastyczna relacja. Niesamowicie mi się podobają twoje ciekawe opisy i zdjęcia. W tym roku nie byłam tam, ale na pewno za rok się wybiorę. To najpiękniejszy przełom rzeczny w Polsce jaki znam. Cieszę się, że byliście w mojej ukochanej Szczawnicy. Ściskam mocno i dziękuję za tę relacje. Przytulam mocno

    Kasia Dudziak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, Szczawnica to jak mój drugi dom! Od dziecka jeździłam tam przynajmniej raz w roku,
      bo często łapałam infekcje dróg oddechowych. Od lat wybieram się tam już wyłącznie
      z powodów turystycznych, bo ukochałam te pienińskie krajobrazy ;-))
      Cieszę się ogromnie, że i Ty tak doceniasz urok tej krainy!
      Dziękuję Ci za odwiedziny! Ściskam i pozdrawiam gorąco

      Usuń
  14. Czerwony Klasztor widziałem wiele razy z góry i z dołu, ale nigdy wewnątrz. Dziękuję za umożliwienie mi obejrzenia jego wnętrz i ciekawy opis reguły obu zakonów. Kilkanaście lat temu byłem we Voiron gdzie niedaleko w górach w la Grande Chartreuse znajduje się pierwszy klasztor kartuzów założony przez św. Brunona z Kolonii. Zresztą nazwa zakonu pochodzi od tej miejscowości. Na bazie strzeżonej przez mnichów receptury produkuje się tam wspaniały ziołowy likier chartreuse. W samym Voiron w centrum miasta stoi duży neogotycki kościół pod wezwaniem św. Brunona.
    Dużą ciekawostką posta jest krótki filmik z czarnym bocianem. Mieliście wielkie szczęście, że udało Wam się go spotkać. To bardzo rzadki, skryty i płochliwy ptak. Mnie nigdy nie udało się go zobaczyć w naturze. Widziałem go tylko w ZOO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We Francji byłam tylko raz, ale na tyle mnie urzekła, że na pewno powrócę. Mam już w planach dwa regiony, które bardzo chciałabym przemierzyć.
      Dziękuję, że podzieliłeś się swoim podróżniczym doświadczeniem, bo nie miałam pojęcia o istnieniu klasztoru kartuzów w la Grande Chartreuse. Życie stale dostarcza dowodów na to, że podróże kształcą...
      Przyznam, że byliśmy mocno zdziwieni obecnością czarnego bociana w tym miejscu, ale też szczęśliwi, że dane nam było poprzyglądać się jak brodził w przybrzeżnych wodach Dunajca, przy czym nie spłoszyło go nasze i innych turystów towarzystwo!
      Chętnie więc podzieliłam się tą niezwykłą, przyrodniczą obserwacją.
      Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zrozum swoje choroby…

Arboretum Wojsławice – raj dla miłośników ogrodów…

Dynie Baby Boo z mojego warzywnika…

Życzenia nadziei, wiary i miłości w epidemii bezsilności…

NEAPOL - pod radosnym słońcem południa.

Nadchodzi czas Wielkanocy…

Kwiecień w ogrodzie ´24

Kanon kobiecego piękna – każda epoka ma swój własny…

TATRY – Z Kasprowego na Giewont zimą

Zapachniało, zajaśniało… wiosna, ach to ty!